O naiwności pierwszego wyjazdu

O naiwności pierwszego wyjazdu

Plan pierwszej wycieczki zakładał traktowanie Ukrainy jako tranzytu do Rumunii. Pierwszy nocleg zaplanowaliśmy we Lwowie, do którego dojechaliśmy chwilę przed północą. Drugi nocleg zarezerwowaliśmy w Kamieńcu Podolskim. Raptem 300 km do przejechania. Według mapy Google – 5 godzin jazdy. Bułka z masłem! Po drodze tylko Złoczów, Tarnopol, Satanów i Kamieniec. I kolacja na rynku z widokiem na zamek Pana Wołodyjowskiego. O naiwności…

Wyjazd ze Lwowa, dziurawa droga pełna kolein. Na poboczu kierowcy ciężarówek „tankują” gaz w butlach po acetylenie. Przyjemnie ciepło, słonecznie, delikatny wiatr i nagle po prawej na wzgórzu zamek. Olesko. Urodził się tu Jan III Sobieski. Tracimy tu godzinę. Następnie Podhorce. Robiący ogromne wrażenie pałac i podobne widoki. Kolejna godzina albo i dwie. Następnie Złoczów, Zborów. Przed Tarnopolem wpadam na pomysł zwiedzenia Zbaraża. W końcu to tylko 30km! Chwila moment i jesteśmy na miejscu!

 Do Zbaraża przyjeżdżamy po godz 16. Zostało nam już tylko 168 km. Według nawigacji tylko 3 godziny. Ale zaraz! Wyjechaliśmy rano i przejechaliśmy raptem 150km?! Pojawia się stres. Jechać czy zwiedzać, a może coś zjeść? Nocleg zaklepany, więc trzeba tam dojechać. Ale najpierw trzeba pozwiedzać i jednak coś zjeść.

Naładowani energią, nie do końca tą pozytywną, ruszamy do Kamieńca. Po drodze mijamy jeszcze takie miejscowości jak Skałat czy Satanów i ostatecznie późnym wieczorem dojeżdżamy do Kamieńca. Planowane 5 godzin jazdy + 3 godziny zwiedzania zamieniły się w 15 godzinny wyścig z czasem.

Ten dzień był jak wykupienie „festiwalu pizzy” w Pizza Hut i zjedzenie jednego najmniejszego kawałka. Mieliśmy niezwykłe widoki, świetne drogi dla jazdy enduro, niesamowite zabytki ociekające żywą historią. Mogliśmy to podotykać, poczuć i obcować z tym wszystkim, ale… nie mieliśmy czasu. W tamtych warunkach przejechanie 300 km jest jak niekończąca się jazda przez Włocławek albo Łódź z czasów przed autostradą – trwa wieki! Nauczeni doświadczeniem, nie planujemy odcinków dluższych niż 220km, a i tak dojeżdzamy do miejsca noclegu już po zmierzchu. Może na Ukrainie obowiązuje inny system mierzenia odleglosci? Pewnym jest, że warto przekonać sie o tym samemu „w naturze”.

Dodaj komentarz