Wstęp. Ukraińskie drogi.

Wstęp. Ukraińskie drogi.

Motyw przewodni bloga to nie samą pracą człowiek żyje…

Gdy zaczynaliśmy pracę koncepcyjną nad nową stroną to rzuciłem hasło, że fajnie byłoby prowadzić bloga. No i mam…

Jeszcze dziesięć lat temu jazda po polskich drogach przypominała udrękę. Pamiętam, jak w mojej Xsarze wymieniało się dwa razy do roku łączniki stabilizatora i raz na rok gumy wahacza. Obecnie nasze jezdnie przypominają te zza zachodniej granicy, a dokładnie zza przejścia granicznego w Helmstedt – autobanhy Niemiec Zachodnich. Jeździ się płynnie i hasło „polskie drogi” to już w większości historia.

Od kilku lat naszą pasją są motocykle. Nie mamy głośnych przecinaków tylko maszyny enduro, które nie zostały stworzone ani do jazdy po autostradach, ani do jazdy w trudnym terenie. Dlatego też najlepiej czuję się na wąskich i beznadziejnych asfaltach. Im gorzej, tym lepiej.

Zaliczyłem już resztki asfaltów w słowackich Tatrach, dziurawe pełne gruszy aleje we wschodnich Niemczech, czy pamiętające chyba jeszcze Gomułkę alejki na tzw Ziemiach Odzyskanych. Ale najlepsze drogi są na Ukrainie. W życiu nie pojechałbym tam samochodem, bo straciliśmy już ten instynkt samozachowawczy i nie dojechalibyśmy nawet do Sambora.

Przekraczając granicę w Berdyszczach, Hrebennem, Korczowej czy w Krościenku trafiamy do innego świata. Piekła dla 4 kółek i raju dla 2 Już pół roku przed wyjazdem szukałem wszelkich informacji na temat warunków, które mogą nas tam spotkać. Ale rzeczywistość jest zupełnie inna, jest czymś czego już nie pamiętamy z lat osiemdziesiątych albo nie jesteśmy sobie w stanie tego wyobrazić.

Ten blog będzie opowieścią o naszych wędrówkach – bliskich i dalekich, ale zawsze po mega dziurach. Po asfaltach, których już nie ma. Po pamiętających niemieckich grafów brukach, czy polsko-litewskich kniaziów trelinkach.

Dodaj komentarz